Szefuńcio blogujący

Spotkałem się z opinią, że pisanie blogów przez prezesów i menedżerów jest niewłaściwe. Wręcz niegodne. Ich czas bowiem jest na tyle cenny, że nie wolno zniżać się do tak czasochłonnej roli jak blogowanie.

20140112-151754.jpg
W sumie to czysty ekshibizjonizm, amerykański wymysł, poniżająca wręcz czynność. Prezes czy manager powinien swą niedostępnością budzić wśród swych podwładnych strach, otaczać tajemnicą swe poglądy, nie uzasadniać decyzji, a z firmamentu schodzić wyłącznie przy nadzwyczajnych okazjach. Schodami po czerwonym dywanie. Takie tam, bizantyjskie zarządzanie. Oczywiście przed każdym prezesem trzeba mieć wygląd lichy i durnowaty by pojmowaniem spraw nie peszyć przełożonego. Standard.

Żeby boss pisał blog muszą być spełnione trzy warunki: musi wiedzieć o czym chce pisać, jak to robić i kiedy znaleźć na to czas. Na dodatek uważać, by nie blogować w godzinach pracy bo odliczą od success fee. Najlepiej w toalecie na firmowym ajfonie w mobilnym WordPressie. Damskiej bo w męskiej strach jak łapią. Z prezesami to co innego. Oni zapewne dyktują asystentkom swoje blogi, które następnie są analizowane przez dział prawny, potem public relations i po niezbędnych poprawkach, akceptacji żony oraz dodaniu linków produktowych – wrzucane do sieci. W trybie pilnym i na poduszkach.

Tylko, że era hermetycznego bizancjum powoli kończy się w erze transmediów. To co hermetyczne w świecie zyskującym na transparentności, staje się coraz bardziej podejrzane. Obraz managera i prezesa firmy na wszechobecnym oceanie przepływu informacji ulega zmianie. Pisałem o tym na blogu Harvard Business Review Polska [ Jak być CEO 2.0? Poznaj prezesów Yves Rocher, Desigual i Koton ]. Ostatnio również ze studentami prowadziliśmy dyskusję o menedżerach i właścicielach firm oraz zmianach w mentalności przez ostatnie 15 lat. W odmętach internetowych treści poszukuje się właśnie tych wartościowych, przydatnych i ciekawych. Brokerka informacji kwitnie. A kto nie potrafi korzystać z dostępnych wszędzie aplikacji i narzędzi selektywności to albo jest trąba, albo niech się w końcu nauczy.

Bloger-manager albo bloger-prezes kiedy juz zdecyduje się na to by coś pisać – niech pracuje samodzielnie. Cechą każdej wartościowej treści jest jej autentyczność. Choćby lekko grafomańska. Przymus albo moda nie jest dobrym doradcą. Tematyka może być dwojaka: łowienie ryb, jazda ma motocyklu, nurkowanie albo jazda na nartach. Doprawdy, przypuszczenia, że poniżającym dla szefa jest pisanie bloga o sportowej czy kucharskiej pasji ubawia mnie po pachy. Ktoś chyba nigdy Bransona przebranego sa stewardessę nie widział. O zdjęciach psa Baracka Obamy nie wspomnę. Druga tematyka to biznes, zarządzanie, a może i giełda czy finanse. Tu naturalnie trzeba uważać, ponieważ konkurencja i inwestorzy pilnie będą śledzić takie wpisy. A drobna literówka w puszczonym w świat zdaniu “od jutra inwestuję w polskie zupy” może nieźle zamieszać giełdowym światkiem. I rynkiem faktoidów. O blogerskich wpisach dyktowanych przez zmuszanych do tego frotmanów PR nawet nie wspominam. Szkoda palców.

We wszyskich powyższych sytuacjach, manager a szczególnie prezes może spotkać się z hejtem. A to, że te podróże to za ciężką harówę pracowników. Kiedy złowił tego wielkiego tuńczyka na Malediwach to ktoś właśnie umierał w biurze z palcami na klawiaturze. A wymądrzanie się o kapitale intelektualnym versus Kowalski wywalony na kopach bo tylko jedno piwko sobie wypił przed prezentacją dla klienta? Tak, bycie menedżerskim lub prezesowskim blogerem to duże ryzyko. Poza tym firmowego samca alfa mają wszyscy równo słuchać. Makiawelliczne kierowanie firmą w otoczeniu firmowych lizusów i potakiwaczy nie sprzyja blogowaniu. “-No!” jak mawiał genialny Roman Wilhelmi w kreacji Nikodema Dyzmy.

Nie jest moją rolą dawanie rad czy zarzadzający mają pisać blogi lub nie. To sprawa indywidualna i uwarunkowana najróżniejszymi czynnikami. Od skrajnego ekshibicjonizmu, poprzez element publicity marki do zwykłej chęci dzielenia się swoimi spostrzeżeniami czy wiedzą. Uznawanie tego za dyskredytujące dla bossa jest jaskrawą manipulacją – o tym bowiem decydują wprowadzane treści, a nie fakt blogowania. Jeśli owe treści będą stać również w skrajnej sprzeczności do np. stylu zarządzania – te zafałszowania błyskawicznie znają swoje odzwierciedlenie.

Prezesi i managerowie – jeśli czujecie, że chcecie i możecie – piszcie blogi. Jeśli chcecie by wasi ludzie dobrze rozumieli filozofię prowadzonego przez was biznesu – piszcie blogi. Jeśli chcecie by wasi klienci personifikowali was i markę – piszcie blogi. Jeśli wasza pasją jest nurkowanie czy narciarstwo i chcecie mieć radość z dzielenia się nią z innymi – piszcie blogi. Ktoś, kto nigdy z nikim nie potrafił się czymś pasjonującym bezinteresownie podzielić i mieć z tego satysfkcję – nigdy tego nie pojmie. To treści, które umieszczacie mogą was poniżać lub wywyższać, ale nie prowadzenie bloga.

Przy okazji wymyślil mi się DUP Effect (z francuskiego: dupièrd effect). Definicja: przygotowanie notki na bloga pod hasłem “co by tu kontrowersyjnego napisać, by na mnie zwrócili uwagę”.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *