Jak rozbudziłem czerwonymi szpilkami LinkedIn?

Dowiedziałem się, że jestem wstrętnym, męskim, szowinistycznym i seksistowskim gamoniem. Nie rozumiem gender i opowiadam marne dowcipy. Żenujący, niegodny wykładania marketingu dla studentów MBA. Aż tyle dowiedziałem się o sobie po publikacji jednej, prowokacyjnej metafory na LinkedIn.  Wiwat Święty Oburz!

szpilki

Zacznijmy od początku. Szanuję kobiety, zawsze i wszędzie. Możecie pytać każdego kto mnie zna. Kobiety z racji swojej empatii, inteligencji emocjonalnej, umiejętności miękkich i rozwiązywania problemów drogą negocjacji są skarbem każdej firmy. Kobieta jest również obiektem męskiej adoracji. To naturalne, biologiczne zjawisko. Znamy niezliczoną liczbę opowieści, metafor, dowcipów, literatury, filmu czy sztuki, gdzie relacje mężczyzn i kobiet w kontekście budowania relacji są opisywane na najróżniejsze sposoby. Nikogo to nie dziwi.

Relacje kobiety i mężczyzny, w sensie poznania się, adoracji, randkowania, seksu, małżeństwa i długiego, wspaniałego pożycia są dla mnie doskonałą materią do budowania metafor procesów marketingowych. Kobieta jest bowiem w centrum uwagi (analogicznie w marketingu: klient w centrum uwagi), jest adorowana przez mężczyzn (w marketingu – starają się o jej względy przeróżne marki), w końcu następuje symboliczna „konsumpcja” (najpierw miłość, później seks!), a następnie długoletnie, szczęśliwe małżeństwo (czyli jesteśmy ze sobą aż po grób). Relacje kobiet i mężczyzn w wymiarze emocjonalnym znajdują swoje odzwierciedlenie w grze rynkowej, starania się marek o względy klientów, utrzymywanie ich uwagi, lojalności, rozwoju. Uważam, że nie ma w tym niczego szowinistycznego, ponieważ w tym nie ma traktowania kobiety w jakikolwiek sposób  przedmiotowy. Wręcz przeciwnie, jest metaforą osoby, o którą trzeba starać się i dbać przez całe życie – tak jak marka stara się i dba przez całe życie o swoich klientów.

Kiedyś przekonałem się o wybitnej „wrażliwości” kobiecej na obrazy. Dawno temu umieściłem pewien wpis w języku polskim, który opisywał szowinizm w świecie reklamy. Został zilustrowany piękną, czerwoną sukienką. Natychmiast pojawił się komentarz w … języku angielskim. Pewna managerka nazwała mnie odpowiednio słowami uznawanymi za obelżywe i uznała, że deprecjonuje kobiety. Zapytałem, czy zna język polski i czy przeczytała ze zrozumieniem mój wpis? Nie odpowiedziała. Więcej się nie odezwała.

Zawsze podkreślam, że jestem przeciwny instrumentalnemu wykorzystywaniu kobiet, we wszelkiej maści reklamach, działalności i tym podobne. Uważam, że użycie kobiet np. w reklamach prezentowanych w serwisie szczuciecycem.pl jest niewłaściwe. Ale nie rozumiem przesady Świętego Oburza. Nie rozumiem paranoi, że jeśli facet powie kobiecie, że dziś pięknie wygląda, to zostanie to uznane za molestowanie seksualne. Nie rozumiem, że jeśli pierwszy jej otworzy drzwi, to zostanie zakrzyczany tekstami o równości płci.  Doskonale pojmuję wrażliwość kobiet na nierówne traktowanie, ale bez przesady.

Moją historię opublikowałem najpierw tylko na LinkedIn. Była to forma eksperymentu. Historie na Facebooku fajnie działają, są zróżnicowane komentarze, jednym się podobają, innym nie, ale jest większy luz, na dodatek anonimowość jest większa. LinkedIn pokazuje firmę, stanowisko, poprzednie miejsca pracy. Tutaj nie ma miejsca na anonimowość. Czy można tchnąć ducha, w tę odrobinę sztywną społeczność? Okazuje się, że tak. Prowokacje okazuje się działają wszędzie.

Ze wszystkich „swiętooburzonych” komentarzy najbardziej zdziwiły mnie … krytyczne komentarze męskie. Zaiste, dawno nie spotkałem się z tak olbrzymią dawką hipokryzji. Dlaczego? Po prostu nie wierzę, że Ci panowie nigdy nie opowiadali dowcipów o relacjach damsko-męskich, nigdy się z nich nie śmiali i zawsze tak święcie oburzali. Po prostu nie wierzę. Stawiam kości przeciwko orzechom, że sami najgłośniej rechoczą, kiedy słyszą seksistowski dowcip opowiedziany przez własnego prezesa. Zapewne nie trzaskają drzwiami i wykrzykują mu, że jest seksistą. Szanuję naprawdę odmienne zdanie innych. Ale jakoś nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że wielu z nich czytało z wypiekami „50 Twarzy Greya” z latarką pod kołdrą, tylko w życiu się do tego nie przyzna. W komentarzach można zawsze robić z siebie rycerza na białym koniu.

Liczba wyświetleń mojego wpisu na LinkedIn w ciągu 24 godzin to 22.105. Nieźle. Wyzywają mnie od wszelakich – ludzie, których nigdy w życiu nie poznałem osobiście. Dokonują oceny całości mego życia, kariery i relacji z kobietami na podstawie jednego (słownie: jednego) wpisu. Może głupiego, może nieprzemyślanego, a może po prostu niezgodnego z ich systemem myślenia (nie mylić: wartości). Tak się rodzi hejt. Na pewno opiszę to w #Hejtolandia.

Poczucie humoru to ciężka sprawa. Najgorzej jak źle trafisz. Tak jak w każdym dowcipie. Niektórzy śmieją się trzy razy. Kiedy im się go opowie, później kiedy wytłumaczy, a na końcu – kiedy go zrozumieją.

Metafora. Czym jest lead generation, lead nurturing i egzekucja leadu.

Wprowadzenie: CMO oznacza szefa marketingu (Chief Marketing Officer) . CSO (Chief Sales Officer) szefa sprzedaży. Kobieta jest metaforą klienta. Istotą jest wskazanie, że proces digital marketingu zajmuje się „wygrzewaniem” leadów, które następnie są obsługiwane przez sprzedaż. Sugeruje jednocześnie, że rola sprzedaży będzie zdecydowanie maleć (Klient będzie chciał spędzić całe życie w wymiarze wartości marketingu, który obejmuje relacje zarówno przed- jak i potransakcyjne.

„Ponieważ musiałem studentom MBA wyjaśnić czym jest lead generation, lead nurturing i egzekucja leadu, musiałem posłużyć się metaforą. Zasadniczo nic bardziej nie działa na wyobraźnię zmęczonych studentów, jak relacje damsko-męskie, dlatego opowiedziałem im taką historię.

Wasz CMO adoruje piękną dziewczynę, przynosi kwiaty, zaprasza na kolację. Funduje kino. Prawi czułe słówka. Pyta o marzenia, plany, aspiracje. Chce być z nią do końca życia. Po wielu staraniach Ona w końcu ulega. Ubrana wyłącznie w czerwone szpilki i wielką, ognistą kokardę siada na krawędzi olbrzymiego łóżka i rozpalona do granic czeka . Po chwili drzwi wypadają razem z framugą i w progu staje wielki, umięśniony CSO. Następuje egzekucja leadu.”

#koniecwykładu

„Seksizm” w definicji oznacza nierówność w traktowaniu kobiet i mężczyzn. Ma oznaczać wyższość mężczyzn w stosunku do kobiet. Okazuje się, że bez względu na to co napiszesz – kiedy użyjesz czerwonej kokardy albo czerwonych szpilek (visual hammer) zaraz zostaniesz obwiniony o seksistowkie inklinacje.  Nie daj Buka powiedzieć, że kobieta jest piękna i ktoś  ją adoruje. To, że widzę piękny obraz w muzeum, nie oznacza, że chcę z nim iść do łóżka. Od kiedy adorowanie kobiety, uwodzenie jej i staranie się o jej względy uznawane jest za seksizm? Nie rozumiem. Taki gamoń jestem.

EDIT: 7.10 o północy zrobiłem zrzuty ekranów dyskusji na LinkedIn i skasowałem całość wątku. Nie chodzi o mnie,  (choč oponenci mogą być innego zdania 🙂 a raczej niezręczne komentarze, ktore już niektórzy zaczęli kasować sami. Opis przypadku w Hejtolandii już wkrótce. #hejtolandia

Jeżeli ktoś doszukał się w powyższej metaforze sceny gwałtu, a nie aktu podpisania umowy sprzedaży, to może winić za to wyłącznie własną wyobraźnię.

5 komentarzy

  1. Daleko mi od tego, żeby moralizować i narzekać na seksizm. Ale ta “opowieść” jest po prostu słaba, nielogiczna. Podrywa jeden, a potem drugi wytwarza drzwi? A kobieta-klient – jaką miała tu przydzieloną rolę? Nie rozumiem i mam nadzieję, że to nie ukształtuje wyobrażenia Twoich studentów o relacjach w biznesie 😊 Ja bym usunął wpis, nie brnąłbym w to 🙂

    Norbert Kilen
  2. ależ to przecież są piękne kobiece szpili 🙂 Jestem kobietą i śmiem twierdzić, że burzą się tylko te kobiety, które nie mają za gorsz poczucia swojej wartości 🙂 – lubię się śmiać z blondynek (jestem ich przedstawicielem), nie mam nic przeciwko gdy znajomi wołają na mnie Karol (na imię mam Karolina) i tak dalej… więc cóż .. można tylko się uśmiechnąć pod nosem … a jak ktoś czuje się gorszy to hmm może tak właśnie jest 🙂

Skomentuj Joanna Miksa Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *