Facebook to miejsce, gdzie absurdalne bany są równie częste, co zdjęcia kotów i zaproszenia do gier, których nigdy nie chciałeś. Przez lata użytkownicy nauczyli się, że algorytmy Facebooka mogą czasem zareagować jak nadwrażliwy nauczyciel na szkolnym dyżurze – a czasem jakby całkiem zgubiły instrukcję obsługi zdrowego rozsądku.
Kiedyś były listy dyskusyjne – internetowe miejsca, gdzie zaczynała się prawdziwa przygoda z wymianą myśli. To były czasy, gdy bany rozdawał nie bezduszny algorytm, ale prawdziwy człowiek z krwi i kości, siedzący po drugiej stronie. I choć moderacja na tych listach miała swoje wady, to przynajmniej była… ludzka.
Zapraszam na konsultacje online. SPRAWDŹ DOSTĘPNE TERMINY >>>
Admin na listach dyskusyjnych to była postać niemalże mityczna. Z jednej strony, jak strażnik pilnował porządku, a z drugiej – towarzysz broni w walce z internetowymi trollami. Można było do niego napisać, wyjaśnić swoje racje, a nawet poprosić o drugą szansę. Czasem zrozumiał, czasem nie, ale przynajmniej było wiadomo, że po drugiej stronie jest ktoś, kto rano pije kawę, a nie prąd do nauczania maszynowego.
Gdy dostawałeś bana na liście dyskusyjnej, zawsze można było spróbować wyjaśnić moderatorowi, że ten żart o „zrzuceniu bomby” dotyczył tylko prezentacji, a nie czegoś groźniejszego. Moderator mógł to zrozumieć albo i nie, ale przynajmniej miałeś szansę na komunikację. Z algorytmem nie pogadasz – on ma tylko zera i jedynki.
Moderatorzy czasem reagowali na humor sytuacyjny – jednego dnia mogłeś być zbanowany za użycie słowa „pajac”, a innego dnia ten sam moderator mógł cię rozbawić do łez swoim własnym żartem o clownach. Wszystko zależało od tego, czy moderator miał dobry dzień, czy może dopiero co dostał mandat za złe parkowanie. Ostatecznie fraza “wiem, gdzie mieszkasz” też mogła być jednego dnia uznana za groźbę karalną, a drugiego – za potwierdzenie randki.
Niezapomnianym elementem banów na listach dyskusyjnych była możliwość odwołania się od wyroku. Pisząc do moderatora, mogłeś błagać o łaskę, przysięgając, że więcej nie będziesz zamieszczać linków do swojego bloga z przepisami na ciasteczka w wątku o kryptografii. Jeśli moderator miał dobry nastrój – bywały cuda!
Każdy moderator miał swoje specyficzne zasady, których czasami sam do końca nie rozumiał. Mogłeś być zbanowany za przeklinanie, a jednocześnie moderator pozwalał na gorące debaty o wyższości jednego systemu operacyjnego nad drugim, gdzie słownictwo bywało… kolorowe. To był urok tych czasów – nigdy nie wiedziałeś, kiedy złamiesz jakąś niepisaną zasadę. Te czasy się skończyły.
Internetowy świat AI Adminów to miejsce, gdzie językowe niuanse giną szybciej niż memy. Maszyny, zaprogramowane na ochronę przed mową nienawiści i niewłaściwymi treściami, często wyglądają jak turysta w obcym kraju, który zna tylko kilka podstawowych zwrotów z rozmówek. Efekty? Czasem są bardziej komiczne niż frustrujące.
Weźmy przypadek z kiszoną kapustą. Kolega napisał post na temat swojego ulubionego przepisu na niemiecką kiszoną kapustę, dodając entuzjastyczny komentarz: „Niemcy ponad wszystko!” – w domyśle, że nikt nie robi lepszej. Co zrozumiał nasz kochany automat? Slogan polityczny. Przepis kulinarny stał się powodem bana.
Modele AI są mistrzami w ignorowaniu kontekstu. Ktoś pisze post o swoich problemach z ogródkiem: „Zabiję te chwasty, bo nie dają mi żyć!”. Dla człowieka jasne jak słońce. Dla automatu czerwona lampka miga, syrena wyje, bo czyta i tłumaczy słowo “zabiję”. Użytkownik zostaje zbanowany za groźby karalne.
Nie ma to jak próbować tłumaczyć się po angielsku. Spróbuj napisać „Sorry, it was just a joke, mate!” po tym zostaniesz zbanowany. Automat, który tłumaczy język jak Google Translate w trybie turbo, zrozumie to jako „Sorry, I was just a bomb, mate!” – i już masz na głowie kolejny problem.
Przykłady można by mnożyć: od bana za użycie słowa „zabić” w kontekście zabicia czasu, po zakaz publikowania zdjęć gładkich ścian, bo algorytm uznał to za „nagość”. W tym coraz bardziej dziwacznym świecie, każdy post jest jak ruletka – nigdy nie wiesz, czy twoje niewinne słowa nie zostaną przetworzone na coś zupełnie odwrotnego.
W czasie okupacji hitlerowskiej w Polsce, język metafor stał się jednym z najpotężniejszych narzędzi wykorzystywanych przez Armię Krajową oraz innych członków ruchu oporu. Był to język pełen symboliki, ukrytych znaczeń i kodów, które pozwalały na prowadzenie działań konspiracyjnych, unikając przy tym dekonspiracji przez okupanta. Przekazywane informacje często były zaszyfrowane w prostych, codziennych zwrotach, które dla wtajemniczonych miały głębsze, strategiczne znaczenie. Na przykład, gdy ktoś mówił o „weselu w sobotę”, znaczyło to, że na ten dzień zaplanowana jest operacja wojskowa. Wyrażenie „potrzeba więcej chleba” mogło znaczyć, że oddział potrzebuje więcej amunicji do przeprowadzenia akcji. Ktoś, kto pytał o „ilość jabłek w sadzie”, chciał się dowiedzieć, ile granatów jest dostępnych w danej jednostce. “Łowienie rybek” oznaczało zdobywanie broni, często w ramach akcji zaopatrzeniowych lub ataków na magazyny okupanta.
Współcześnie często posługujemy się językiem metafor przy okazji każdych wyborów, kiedy pytamy o ceny na bazarku. Wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale nikt nie łamie ciszy wyborczej. Oczywiście ceny bywają bardzo odmienne, ale zabawa zawsze jest przednia.
Facebook zbanował mnie na 3 dni za zdjęcie, które umieściłem w serwisie dokładnie … 12 lat temu. Po prostu najprawdopodobniej nastąpiła aktualizacja algorytmów. Bywa. Dostawałem ostrzeżenia za różne rzeczy np. za muzykę, która grała w aucie podczas transmisji live. To nie jest problem. On lezy gdzieś indziej. Musimy się przyzwyczajać do korzystania z mediów cyfrowych, gdzie najpierw dostaniemy karę w postaci bana za niewinną treść, a reklamacje możemy pisać na Berdyczów .
W 2020 roku, po zamachu terrorystycznym w Nowej Zelandii, materiał wideo z ataku, który przedstawiał zabijanie niewinnych ludzi, był transmitowany na żywo i przez długi czas pozostawał dostępny na Facebooku. Choć był to jeden z najbardziej brutalnych przypadków transmisji na żywo, Facebook początkowo nie zareagował wystarczająco szybko, co wywołało falę oburzenia na całym świecie. W wielu przypadkach filmy przedstawiające okrutne traktowanie zwierząt, takie jak bicie lub zabijanie, były zgłaszane przez użytkowników, ale nie zostały usunięte, ponieważ algorytm uznał, że nie naruszają one zasad społeczności. Tego typu treści często wywołują ogromne emocje i sprzeciw, ale mimo licznych zgłoszeń, czasami pozostają online przez długi czas. W czasie pandemii COVID-19, niektóre treści, które rozpowszechniały fałszywe informacje na temat wirusa, szczepionek czy działań rządów, zostały uznane przez Facebooka za dopuszczalne. Mimo że miały one potencjalnie szkodliwy wpływ na zdrowie publiczne, platforma początkowo nie podejmowała działań, by je usunąć, co doprowadziło do szerokiej dezinformacji.
W przeszłości moderację na forach dyskusyjnych prowadzili ludzie, co pozwalało na bardziej zindywidualizowane podejście i możliwość wyjaśnienia nieporozumień. Obecnie algorytmy mediów społecznościowych, które nie potrafią zrozumieć kontekstu, często karzą użytkowników za kompletnie niewinne treści, ignorując jednocześnie poważniejsze naruszenia. Przykłady absurdalnych banów pokazują, jak maszyny są wrażliwe na specyficzne słowa, ale nie potrafią zrozumieć ich rzeczywistego znaczenia.
Zapraszam na konsultacje online. SPRAWDŹ DOSTĘPNE TERMINY >>>