100 lat temu Polska stała się wolna. 4 czerwca 1989r. Polacy podpisali proklamację polskiego wyzwolenia. Ten ważny akt stał się światłem nadziei milionów Polaków, którzy spalali się w płomieniach miażdżącej niesprawiedliwości komunizmu.
Ten dzień stał się radosnym świtem kończącym długą noc ich niewoli. Ale 27 lat później, Polak ponownie przestał być wolny, 27 lat później życie Polaka staje się na nowo paraliżowane przez kajdany umysłowego zniewolenia i łańcuchy mentalnej dyskryminacji. 27 lat później wielu Polaków żyje na samotnej wyspie intelektualnej biedy, pośrodku olbrzymiego oceanu tabloidów i medialnej manipulacji. 27 lat później Polak wciąż pozostaje słaby i nieskuteczny w meandrach chamskiego i roszczeniowego, polskiego społeczeństwa, tuła się po intelektualnych gettach własnego kraju.
W pewnym sensie przybyliśmy do Warszawy, by zrealizować czek. Kiedy twórcy Polski pisali wspaniałe słowa naszej Konstytucji, podpisali tym obietnicę, której podlega każdy Polak. Ten zapis był obietnicą, że wszyscy ludzie, tak o poglądach lewicowych czy prawicowych, będą mieli zagwarantowane niezbywalne prawo do życia, wolności oraz dążenia do szczęścia. Dziś jest to oczywiste, że Polska nie dotrzymała tej obietnicy, a jej mieszkańcy, o różnych poglądach, są zaniepokojeni. Zamiast honorować to święte zobowiązanie, Polska dała swoim obywatelom zły czek, czek który wraca z podpisem „niewystarczające fundusze”. Ale my nie wierzymy, że bank sprawiedliwości zbankrutował. Nie wierzymy, że we wspaniałym grobowcu możliwości Polski, mogą być niewystarczające fundusze. Tak więc przybyliśmy zrealizować ten czek, który da nam podstawę żądania bogactwa wolności Polski i gwarancji jej sprawiedliwości. Przybyliśmy by przypomnieć Polsce o palącej, nagłej potrzebie dzisiejszego dnia. To nie czas by angażować się w luksus uspokojenia lub brać sedatywny lek gradualizmu. Teraz jest czas by uczynić prawdziwą obietnice demokracji, teraz jest czas by wyjść z ciemnego i izolowanego padołu segregacji polskich umysłów, na nasłonecznioną drogę szacunku do własnych poglądów. Teraz jest czas by uczynić prawdziwą obietnicę demokracji, teraz jest czas by wyjść z ciemnego i izolowanego padołu segregacji polskich umysłów, na nasłonecznioną drogę szacunku do własnych poglądów, teraz jest czas by dźwignąc nasz naród z ruchomych piasków wzajemnego obwiniania się do solidnej skały polskiego, wzajemnego braterstwa, teraz jest czas by stworzyć rzeczywistą sprawiedliwość dla wszystkich dzieci Boga.
W procesie uzyskiwania wzajemnego szacunku musimy być niewinni bezprawnych czynów.
Pozwólmy sobie nie szukać zaspokojenia pragnienia wolności w piciu z filiżanki goryczy i nienawiści. Musimy zawsze prowadzić naszą walkę na najwyższym poziomie godności i dyscypliny. Nie możemy pozwolić by nasz twórczy proces przerodził się w fizyczną przemoc. Jeszcze raz i jeszcze raz musimy wznieść się do majestatycznej wysokości, gdzie spotykają się siła psychiczna z siła duchową.
Fenomenalna, polska bojowość, która popychała nas w naszej historii wiele razy, nie może nas prowadzić do nieufności wobec całego świata. Wielu naszych europejskich i amerukańskich braci na całym świecie zrozumiało, że ich przeznaczenie jest powiązane z naszym przeznaczeniem, że ich wolność jest nierozerwalnie związana z naszą wolnością. Nie możemy iść sami. A jak będziemy szli, musimy zobowiązać się, że zawsze Polak będzie maszerować naprzód. Nie możemy zawrócić. Są tacy, którzy pytają „kiedy będziecie zadowoleni”. Nigdy nie będziemy zadowoleni, jak długo Polak jest ofiarą niewypowiedzianego horroru medialnej brutalności, politycznej nieuczciwości i propagandowej manipulacji. Nigdy nie będziemy zadowoleni, jak długo będziemy kneblowani i okłamywani. Nigdy nie będziemy zadowoleni, jak długo będziemy oszukiwani i wyszydzani. Nie, nie jesteśmy zadowoleni, i wciąż nie będziemy zadowoleni póki sprawiedliwość nie rozleje się jak wody, a prawość nie wypłynie jak potężny strumień.
Nie pozwólmy sobie tarzać się w tym padole rozpaczy. Tak więc mówię do was moi przyjaciele, że nawet choćbyśmy mieli napotkać trudności dziś i jutro, wciąż mam marzenie. To marzenie głęboko zakorzenione w polskim marzeniu, że pewnego dnia ten naród powstanie i przeżyje prawdziwe znaczenie swego kredo: trzymamy się tych prawd by było oczywiste, że wszyscy ludzie, stworzeni zostali równymi. Mam marzenie, że pewnego dnia na częstochowskich błoniach u stóp klasztoru, synowie prawicowi i lewicowi będą mogli usiąść razem i współnie żartować przy stole braterstwa. Mam marzenie, że czwórka małych dzieci będzie pewnego dnia żyła w kraju, gdzie ich rodzice w szkole nie będą sądzeni po wyrażanych poglądach, ale po istocie ich osobowości. Mam dziś marzenie!
Mam dziś marzenie!
Mam marzenie, że pewnego dnia każda polska dolina będzie wyniesiona, każdy szczyt i góra obniżona, szorstkie miejsca wygładzone, krzywe wyprostowane, a chwała Pana objawiona i wszyscy ludzie to razem zobaczą. To nasza nadzieja. To jest wiara.
Z tą wiarą będziemy mogli wykuć z góry rozpaczy skałę nadziei. Z tą wiarą będziemy zdolni do zmiany brzęczących dysonansów w naszym kraju w piękną symfonię braterstwa. Z tą wiarą będziemy zdolni do wspólnego działania, do wspólnej modlitwy, do wspólnej walki, do pójścia razem do więzienia, do wspólnego stanięcia w obronie wolności, wiedząc, że pewnego dnia będziemy wolni.
Jeśli Polska ma być wielkim narodem, to musi stać się prawdą.
Niech wolność zabrzmi z ogromnych szczytów Tatr. Niech wolność zabrzmi z potężnych równin Mazowsza. Niech wolność zabrzmi ze śląskich szybów. Niech wolność zabrzmi z Wilanowa, Bałut i Nowego Portu. Niech wolność zabrzmi spod gdańskich krzyży. Ale nie tylko stamtąd. Niech wolność zabrzmi z poznańskiego, czerwcowego bruku. Niech wolność zabrzmi z gdyńskiego mostu. Niech wolność zabrzmi z grobu warszawskiego, małego Powstańca. Niech wolność zabrzmi z każdego wzgórza i pagórka tego umęczonego kraju, z każdej strony wzniesień niech zabrzmi wolność.
Kiedy to się stanie, kiedy pozwolimy zabrzmieć wolności, kiedy pozwolimy jej zabrzmieć z każdego miasteczka i wioski Polski, z każdej gminy i miasta, będziemy mogli przyspieszyć nadejście tego dnia, kiedy wszystkie dzieci Boga – od lewa do prawa, Żydzi i inne narody, katolicy i protestanci – będą mogli wziąć się za ręce i śpiewać słowa: ‘Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”.
Tekst jest moją autorską parafrazą legendarnego przemówienia Martina Luthera Kinga – “I have a dream” (Waszyngton 1963).
Oryginał: https://www.americanrhetoric.com/speeches/mlkihaveadream.htm