– Po co zmieniać coś, co jest dobre – czy tak powiedział CEO Nokii?

Oczywiście, że tak nigdy nie powiedział. Mógł. Prawda? Prawda, że mógł? Szef Nokii płakał jak bóbr, gdy firmę przejmował Microsoft.

Podczas konferencji prasowej, na której ogłoszono przejęcie NOKII przez Microsoft, CEO Nokii Stephen Elop zakończył swoje przemówienie, mówiąc: „Nie zrobiliśmy nic złego, ale przegraliśmy”. Historia Nokii to prawdziwa lekcja pokory dla dużych korporacji, które nie potrafiły podążać za wiatrem zmian.   Dostosowywanie się do oczekiwań klienta jest bowiem stare jak biznes. Gdyby Oskar Levi Strauss uparł się na produkcję namiotów dla poszukiwaczy złota, pewnie nigdy nie byłby znany, a spodnie jeansowe nie byłyby symbolem amerykańskiej wolności. Gdyby Boening nie zbudował łodzi, które kupione przez mafię, służyły przemytowi alkoholu w czasach prohibicji, sektor lotniczy wyglądałby zupełnie inaczej. Świat marketingu to nieustannie powstające, ewoluujące, rozwijające się i ginące rynki. 

Czy standaryzacja produktu może być wartością?

Są produkty, których standaryzacja jest największą wartością. Jak długopisy BIC niezmienione od kilkudziesięciu lat. Nawet gdyby były wyłącznie niebieskie, miałyby ciągle swój status. A przecież BIC nie jest marką luksusową, wręcz przeciwnie. Jej rozpoznawalność i pozycjonowanie jest jednak wyjątkowe. Otacza nas mnóstwo marek ekonomicznych, na które raczej nie zwracamy uwagi, a wybieramy mimowolnie, podświadomie, nie chcąc kupować noname. BIC to BIC, ma pisać na niebiesko i tyle. Sól ma solić, cukier słodzić, denim być wygodny i trwały, a ciasteczko Oreo być kremem przekładanym dwoma herbatnikami. Cóż jeszcze można zapewnić tym markom poza intensywną dystrybucją, zapewniającą wszechobecną dostępność? Nowoczesną, społeczną komunikację godną marek 5.0.    

Czy marka długopisów musiałaby się zmienić? Na pewno, gdyby ludzkość wymyśliła coś, co zastąpi konieczność pisania ręcznego. To oczywiście się zmieniło i to radykalnie. 35 lat temu umiejętność pisania na maszynie była w zasadzie domeną asystentek i sekretarek dyrektorów. Dziś posługiwanie się klawiaturą zastąpiło konieczność prowadzenia notatek odręcznych, a i to w kontekście asystentów głosowych zamieniających głos w tekst, może za chwilę okazać się zbędne. Jeżeli pamiętasz samo notujące pióro Rity Skeeter z “Proroka Codziennego” to doskonale wiesz, o co chodzi.  

Pivotowanie marki

Emocje prezesa Nokii stały się swoistym symbolem ceny za brak elastyczności, pivotu marki w świetle zmieniających się warunków rynkowych. Przeświadczenie o poczuciu sprawczej siły własnej marki, która wydawała się nie do pokonania. Więcej, marki, która uważała, że z jej pozycją nikt jej nie zagrozi i to ona, niczym Miranda Priestly w modzie (“Diabeł ubiera się u Prady”) będzie tworzyć trendy i kształtować technologię mobilną. Klawiatury wydawały się wieczne, a nie tam jakieś mizianie palcem po ekranie. Gdyby taki Steve Jobs wpadł w Polsce do paru skarbokorpo po finansowanie, z większym hukiem i śmiechem by wypadł z prezentacji, zanim jeszcze silnik jego Daewoo ostygłby na firmowym parkingu. Taka prawda. 

Istnieją produkty niezmienne od lat. Setek, a nawet tysięcy. Młotek – najstarszy design na świecie i w historii całej cywilizacji. Jego prosta funkcja pozostaje niezmienna od wieków. Produkt całkiem noname. Czy znasz jakąś kultową markę zwykłego młotka? A co z takim selfiestickiem? Produkt, który powstał z całkowicie nowej potrzeby – przedłużenia ręki, by zrobić sobie zdjęcie lub zdjęcie grupowe. Żadna marka nie zaistniała globalnie. Nie powstała jakaś Tesla, GoPro, AirBnB czy choćby Uber. Produkt stał się typowym noname, do którego czasem swoje logo przyłożą firmy od zdjęć, kamer czy akcesoriów elektronicznych. Nawet gdy selfiestick będzie marki Canon, czy coś to zmieni? Jakie cechy mógłby mieć selfiestick 2021, by porwać na nowo świat? Co może zastąpić selfiestick? Minidron, na dodatek wielofunkcyjny? Smartfon z wbudowanym dronem?

Czy smartfon nie poszedł przypadkiem ścieżką szwajcarskiego noża oficerskiego, czyli najbardziej znanych na świecie marek scyzoryków: Victorinox i Wenger? Po prostu konwergencja kolejnych funkcji? Zdecydowanie tak. Tyle tylko, że o ile producenci scyzoryków rozwijają swoje produkty własnymi silami, o tyle producenci smartfonów (a raczej systemów operacyjnych) robią to siłami twórców aplikacji. Smartfon bez aplikacji jest jedynie kawałkiem metalu z komponentami elektronicznymi, z którego można zadzwonić, ale i tak nie ma gwarancji czy na pewno. 

Powyższe zdjęcie, które się stało inspiracją wpisu, obrazuje kilka procesów:

  • dążenie do miniaturyzacji popularnych urządzeń elektronicznych. 
  • siłę profesjonalnego designu
  • ego od zawsze jest triggerem napędzającym klientów

3 komentarze

  1. BIC może się nie zmieniać , ale fakt jest taki, że tymi długopisami pisze się po prostu fatalnie. Żelowe wkłady Pentela wygrywają pozwalając na znośniejsze i szybsze pisanie podczas spotkań, a te ścieralne wśród dzieciaków. Jeśli nie w design czy tworzywo, to we wkłady mogliby zainwestować.

    Anna
  2. Bardzo fajnie przedstawiony temat. Rzeczowo, konkretnie, do celu. Część podobnych artykułów przygniata odbiorcę np. ilością tekstu. U Ciebie tego nie odczułem, za to mam wrażenie, że zdobyłem istotne informacje. Dzięki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *