Sępitatar

Pod każdą szerokością geograficzną, programy porównujące różne produkty cieszą się niezmiennym powodzeniem. Zdarzają się i takie, w których weryfikowana jest reklama z rzeczywistością. Pamiętam odcinek jednego z nich w telewizji niemieckiej. Podczas spotu reklamowego marki Knorr łyżeczki zawijały się w pętelkę. Prześmiewczy prowadzący zasugerował, że to przesada i spot wyśmiał. Ale za tydzień pojawił się film Knorra, w którym szefowa PR informowała, że nie rozumie prowadzącego i jego kłopotu z zawiązaniem łyżeczki na supełek. Oni z tym nie mają najmniejszego problemu – po czym pokazała przed kamerą łyżeczkę, pięknie zawiązaną na pętelkę.

Szukajcie sposobów, nie powodów – jak mawia Grzesiu Turniak. Ludzie zawsze będą chcieli weryfikować jakość marek, produktów czy prowadzić ich testy. Niektórzy mielą telefony w mikserze, a inni testują różności na sobie ryzykując zdrowiem. Dziś mogą robić to publicznie, nie zawsze być może rozumiejąc mechanizmy rządzące metodologią porównań, mając czasem w pogardzie naukę. Laboratorium weźmie dwa kawałki mięsa i przeprowadzi pogłębione analizy zmiany składu, koloru i zapachu. Przeciętny zjadacz chleba bez repety z biologii i chemii niewiele z tego zrozumie. Ale jeśli owe dwa kawałki mięsa weźmie vloger, nakręci film i okrasi ostrzejszym komentarzem – to zrozumieją go wszyscy. Analiza laboratoryjna czy test przeprowadzony przez jakąś instytucję, obroni się zawsze metodologią naukową.

Bloger nie jest w stanie obronić się niczym. Jest zwykłym człowiekiem, który subiektywnie ocenił kawałek mięsa. Mógł zrobić to z dowolnym, markowym produktem. Miał do tego prawo – jak każdy z konsumentów ma prawo do wyrażania swoich opinii o różnych markach. Jest coraz więcej vlogerów porównujących produkty, mówiących i piszących o tym. Dziś wydaje się, dokonuje się swoistego zamachu na ich wolność słowa. Każdy z nas ma bowiem prawo do publicznej krytyki marki czy działalności jakiejś firmy. Korporacje nie są władcami świata. Oczywiście, w ujęciu prawnym, bardzo szeroko definiowane jest pojęcie “uderzania w reputację i dobre imię firmy” i ponoszenia strat z tego tytułu. Wydaje się też, że w polskich sądach jeśli ktoś uważa, że takową poniósł – powinien ją precyzyjnie wyliczyć i uzasadnić. Mówienie o “utracie potencjalnych korzyści” jest niejasne.

Produkty są krytykowane przez media, portale specjalistyczne czy miliony komentarzy. Tak wygląda świat social media. Istotą tego świata jest prowadzenie dialogu: na fanpage czy różnych stronach www, a nie grzeczne oglądanie kolejnych spotów reklamowych czy uczestnictwo w kolejnej promocji.

Jeśli za krytykę, testowanie produktów czy wyrażanie subiektywnych opinii – grozić będzie realny sąd i odszkodowanie, to są dwa możliwe scenariusze. W pierwszym grupa vlogerów z otwartą przyłbicą założy coś w rodzaju organizacji konsumenckiej lub się przyłączy do już istniejącej. Będą chronieni przez aparat prawny owej organizacji – co będzie oznaczać że ich krytyka będzie miażdżąca, ale przekazana w taki sposób, że prawnie nie będzie się do czego przyczepić. Czy ktoś sądzi, że w kraju gdzie reklamowano łódkę Bols i mrugano oczkiem na bezalkoholowe piwo Bosman nie jest to możliwe? W drugim wariancie vloger będzie anonimowy. W kapturze, albo jedynie Głosem. Nie będzie miał najmniejszych oporów przed mówieniem i pokazywaniem czego chce i jak chce przed kamerą. Firmy, które będzie krytykował, będą mogły zżymać się prawnie – realnie nie zrobią nic.

Zgadzam się w pełni z analizą przypadku Sokołowa, którą przeprowadził Maciej Budzich. Również przychylam się do wniosku, że chyba tak naprawdę chodzi o urażoną dumę Zarządu Sokołów S.A. i chęć ukarania “niepokornego szczeniaka”.

Dlatego z tego miejsca mogę tylko poprosić i zaapelować do Bogusława Miszczuka i Mieczysława Walkowiaka – odpuśćcie Panowie. Nie twórzcie prawnego precedensu, który z jednej strony stawia markę Sokołów w bardzo złym świetle jak i pokazuje prawnie siłę korporacji.

Nikt nie neguje kompetencji firmy, tyle że osamotniony bloger nigdy nie miał, nie ma i mieć nie będzie szans w prawniczym starciu z Wami. Gdyby chciał iść w Sokołowem na otwartą wojnę, sprawa pewnie wyglądałaby inaczej. Żadna korporacja na świecie nie jest w stanie “ukarać internetu”. Może to robić wyłącznie personalnie. Zamiast skupiać się na blogerze – udowodnijcie, że jesteście mistrzami nowoczesnego CSR, a nie prawniczymi sępami.

Pokażcie serce i rozum korporacji, a nie jedynie jej pięści i muskuły. Siłą wzbudzicie tylko strach. A ze strachem internet walczy śmiechem. Inteligentnym marketingiem – wzbudzicie zawsze prawdziwy szacunek.

[27.07.2013r.] Post scriptum

Otrzymałem sporo zapytań od Czytelników, co vloger mógł zrobić PRZED. Z mojego subiektywnego punktu widzenia miał kilka ścieżek. Mógł między innymi:

  • poprosić o bezpłatną konsultację prawną dowolną organizację konsumencką – ich pomoc najczęściej jest bezpłatna,
  • zaprosić do patronatu organizację konsumencką i z nią przeprowadzić ten projekt,
  • całkowicie zasłonić nazwę marki lub ją pikselizować,
  • uzupełnić wiedzę i dokonać wprowadzenia widza z zakresu specyfiki masowej produkcji żywności,
  • użyć choćby uproszczonych technik porównań znanych z metodologii naukowej,
  • nie posługiwać się drastycznymi, tabloidalnymi sformułowaniami, które przyciągają widza, ale stają się doskonałą pożywką dla prawników.

Róbcie testy i używajcie w nich emocji – to nic złego. Ale przed emisją materiału warto chłodno i  analitycznie temat przemyśleć.

10 komentarzy

  1. witaj, właściwie nie wiem, czemu prosisz o litośc dla Vlogera. Jeśli Sąd podejdzie rzeczowo, czyli podda wypowiedź Vlogera prostemu testowi – mowił prawdę czy naciągał (a jesli pamiętam, rzekł tylko tyle, że tatar Sokołowa wygląda i pachnie świeżo dłużej, niż tatar z wołowiny kupionej na targu), to najbardziej sPrawny gigant nie ma szans… Jak dla mnie Sokołów powinien zaprosić tego czy innego Vlogera do laboratorium, gdzie ktoś by prosto wytłumaczył, jak działają bakterie i co można zrobić przy użyciu (zakładam) całkiem dostępnych w przyrodzie metod i środków, by bakterie te nie były takie chętne do rozmnażania. Oraz po co się to robi. Może by też Vlogerowi wytłumaczył, że toksyny też są naturalne – taka Belladonna to zioło, naturalne jak najbardziej. A takie gotowanie jest zmienianiem natury. Itp. Oczywiście więc kluczowa jest inteligentna odpowiedź i dialog z konsumentami, którzy na codzień (jak bloger) spotykają doświadczenia z natury i ze sklepu. Również dla Sądu takie doświadczenie jest dość oczywiste.

    Alina Geniusz-Siuchninska
    1. Alina, to o czym piszesz jest dosc oczywiste dla pro-rynkowej firmy. Ale nie zawsze dla korpo, przyzwyczajonego do traktowania uczestnikow rynku wylacznie za posrednictwem swoich kancelarii. A co do sadowej batalii, to wiesz doskonale, ze sprawiedliwosc zalezy od interpretacji, a tu na dwoje babka wrozyla …

      kotarbinski
  2. dopóki vloger, bloger jest zwyczajnym kolesiem mającym prawo do subiektywnej oceny nic złego się nie dzieje (jeśli nie kłamie). jeśli jednak uzbiera mu się fanów i zacznie ich zamieniać w złotówki (pochodzące od korpo, bo internauta płacić za nic nie będzie) to sprawa nie jest już taka prosta. mamy wtedy coś na kształt rankingu banków w znanym czasopiśmie, gdzie o pozycji decyduje budżet reklamowy.

    gelo
  3. Świetne podsumowanie sytuacji. Wczoraj, gdy czytałem o sprawie i padło nazwisko nie znanej mi pani jako specjalistki od kryzysów w SM zastanawiałem się – dlaczego nie Kotarbiński?!
    😉
    PS.
    Proszę poprawić link w treści artykułu, bo zlepiły się dwa adresy i w efekcie link nie działa.

  4. Wreszcie jakiś merytoryczny wpis w temacie 🙂

    Słabe jest to, że przeciętny iksiński może (w praktyce, bo prawo i teoria sobie, a internety sobie) napisać w komentarzu na blogu lub fanpage’u, że dany produkt jest ch**owy, że mu się rzygać chce itd. (przepraszam za słownictwo – chodziło mi o zobrazowanie powszechnej praktyki). Kiedy robi to jednak osoba, która ma zasięg, to już jest problem. Czyli teoretycznie każdy może jako konsument wypowiedzieć się o produkcie pod warunkiem, że niewielu go usłyszy. Dobrze sytuację tłumaczy, zastraszony, co zrozumiałe, autor filmu w wywiadzie dla naTemat. Nie będę linkował – kto chce, ten znajdzie.

  5. Jacku – wina leży po środku. Obie strony powinny zachować się bardziej pro, więc położenie nacisku na poczynania Sokołowa w Twoim wpisie jest nierzetelne.
    Wymagajmy nie tylko od korporacji, ale również od blogerów czy vlogerów znajomości zasad prowadzenia biznesu, znajomości prawa itp bo kurcze nigdy, nigdzie nie dojdziemy. Bo biznes udany jest wtedy gdy OBIE STRONY podchodzą do niego profesjonalnie.

    Artur Roguski
  6. Dla mnie istotne jest tu jedno, a mianowicie, vloger przed publikacją filmu skontaktował się z marką na jej fan page’u, publikując efekty “testu”. Maciej Budzich w MARCU apelował o reakcję firmy. Reakcji nie było, ani na wpis, ani na video. Post zdobył ileś lajków, komentarzy, a następnie pojawiło się wideo, które wylądowało na Wykopie. Marka mogła zapobiec tej sytuacji, już wtedy odpowiadając vlogerowi. Środki, które podjął Sokołów są niewspółmierne do wagi sytuacji. Tę sprawę można było rozwiązać inaczej, pod warunkiem, że weźmie się pod uwagę specyfikę Internetu oraz blogosfery i vlogosfery. I tego, zdaje się zabrakło.

    Izabela Kozak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *